niedziela, 4 listopada 2012

Wszędzie dobrze, ale...

... w domu najlepiej...

Byłoby zbyt pięknie, gdyby wyjazd do rodziny nie obył się bez przygód...
Dzieci praktycznie zdrowe (po dwóch miesiącach chorowania mogę to powiedzieć ), więc w piątek pojechaliśmy do rodziny ,a w sobotę wylądowaliśmy ze starszym na Izbie przyjęć w kilnice okulistycznej , że nie wspomnę, iż pakowałam się w pośpiechu i nie pomyślałam o książeczce, czy dowodzie małego.
Lekarz wyrozumiały, przyjął nas, nawet poza kolejnością, czym nas zaskoczył, bo liczyliśmy się z kilkoma godzinami oczekiwania . Właściwie z dnia na dzień oczy mu napuchły, że myśleliśmy, że ma coś w oczku... A synuś ostre zapalenie spojówek

I całe szczęście, że na tym nasze przygody się skończyły i jesteśmy już w domku :)
Jutro kontrola u okulisty i znowu mały nie idzie do przedszkola, także nie mam pojęcia, kiedy się obrobię z robotą :(
ale dzieci najważniejsze.

A jeśli chodzi o pracę, to chciałabym do końca roku zakończyć to, co sobie zaplanowałam, a na co czasu ciągle brak.

I oczywiście, zamówiłam nowe wzory PULi i już przebieram nóżkami z niecierpliwością w oczekiwaniu, aż do mnie przyjdą :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz